Lizbona – Cabo da Roca
02.2017
Nastał czas długich, chłodnych wieczorów, hektolitrów rozgrzewającej herbaty z imbirem i goździkami oraz ciepłego koca otulającego nas szczelnie podczas seansów filmowych czy czytania książek. Jednym słowem – jesień. Pal licho, połowa biedy, kiedy możemy odczuć prawdziwą, polską, złotą jesień (a tej w tym roku było jak na lekarstwo, przynajmniej na Mazurach i Podlasiu) – kiedy to z chęcią wyciągamy płaszcz, cieplejsze buty i udajemy się na spacer do pięknego lasu. Gorzej, kiedy od rana do wieczora jedyne co możemy poczuć poza domem to silny wiatr łamiący parasole, krople deszczu rozbijające się o twarz oraz woda wlewająca się do naszych ledwo co wyciągniętych z piwnicy, wypolerowanych jesiennych butów.
Ale … jest to również dobry czas dla szczęściarzy, którzy mogą sobie wziąć kilka dni wolnego i skorzystać z wysypu tanich lotów na czas jesienny i wiosenny 😊 Kto by nie chciał polecieć na kilka dni do kraju, gdzie jest chociaż trochę cieplej, aby naładować akumulatory na deszczową jesień lub (jak już to u nas bywa) śnieżną wiosnę ? Na początku lutego bieżącego roku, razem z przyjaciółmi wpadłam na pomysł odwiedzenia miejsca, gdzie o tej porze na drzewach rosną mandarynki, na niebie widać piękne słońce, ludzie chodzą w bluzach, a po ulicach poruszają się żółte tramwaje. O śniegu nikt tam nie słyszał. Szczęście dopisało, znaleźliśmy nieznaczną (ale jednak ! – loty do tego kraju mają mniej więcej tę samą cenę przez cały rok) promocję biletów. 5 dni prawdziwej wiosny w środku polskiej zimy? Nie trzeba było nas namawiać. Już zapewne po samym opisie zgadlibyście co to za kraj. Czas na PORTUGALIĘ <3 Nigdy jeszcze nie podróżowałam zimą, wszystkie wyjazdy odbywały się latem, dlatego ten wyjazd był tak ekscytujący. Co mogę dodać więcej ? Polecam, z całego serca. Zarówno, jeżeli chodzi o odwiedzone miejsca, jak i to niesamowite przeżycie, kiedy dzień wcześniej przyjechałeś na lotnisko ubrany w śniegowce i zimową czapkę, a na drugi dzień śmigasz w lekkiej bluzie i jesz pomarańcze prosto z drzewa 😀
Układając plan podróży, zależało mi na tym, aby zobaczyć esencję Portugalii. Od zawsze kojarzyła mi się z wąskimi uliczkami, kilometrami kamienic oraz wysokimi klifami. Udało się, pomimo tak krótkiego (jak na mnie :D) pobytu. Zapraszam do obejrzenia zdjęć 😊
p.s. Przepraszam za słabą jakość kilku zdjęć (chciałam, aby się tu znalazły mimo wszystko), nowy aparat kupiłam dopiero na tegoroczną wakacyjną podróż.
Nasze mieszkanie znajdowało się w dzielnicy Estrela, obok pięknej, barokowej bazyliki oraz parku. Muszę zacząć od tego, że Lizbona to kamienice. Bez różnicy czy większe, czy mniejsze – prawie wszystkie są ozdobione małymi, ręcznie malowanymi kafelkami – azulejos. Nasza kwatera (byliśmy pięcioosobowym składem) mieściła się na parterze jednej z takich właśnie kamienic. Nie ukrywam, z samego rana otwieraliśmy okna na oścież, aby wpuścić trochę ciepła z zewnątrz – grube mury i duże pokoje nie nagrzewały się tak łatwo – w mieszkaniu chodziliśmy w grubych bluzach. Mały taras, na który wychodziło się z kuchni znajdował się wśród owocujących drzew pomarańczy 😊 Codziennie rano ktoś z nas (mieliśmy ustalony grafik, jak na koloniach :D) szedł do pobliskich małych sklepików a la warzywniak i piekarni po rzeczy na wspólne śniadanie. Następnie pakowaliśmy się i wyruszaliśmy na całodziennie wojaże. Przemieszczaliśmy się tramwajem, przystanek najsłynniejszej tramwajowej linii nr 28 mieliśmy niecałe 8 minut od mieszkania. Do centrum jechaliśmy około 15stu minut.
Tramwaj numer 28. Wizytówka Lizbony. Kupujesz rano bilet dobowy, wsiadasz i jedziesz kilkadziesiąt minut najpiękniejszą trasą przez centrum miasta. Po drodze mijasz tysiące pięknych kamienic, najważniejszych zabytków, możesz napatrzeć się do woli na ludzi i oglądać ‘z zewnątrz’ ich codzienne życie. Przystanki rozlokowane są przy najciekawszych zabytkach i miejscach, więc w każdej chwili możesz wysiąść i przespacerować się po pięknym, zielonym parku lub wejść do starej, barokowej katedry.
Są trzy dzielnice, w których można ujrzeć i poczuć prawdziwą Portugalię. Alfama, Baixa i Belem.
Zacznijmy od serca Lizbony – Baixa. Jest to lizbońska starówka, którą tworzy plac Praça do Comércio – Plac Handlowy. Na końcu placu znajduje się zejście nad rzekę Tag, która uchodzi tu do Atlantyku. Przechodząc po imponującym łukiem tryumfalnym wchodzimy na najsłynniejszą ulicę Lizbony – Rua Augusta. Łączy ona ze sobą dwa rozległe place na Baixy: Comercio i Rossio. Znajdują się na niej setki kawiarenek, restauracji, kwiaciarni oraz sklepików i stoisk portugalskich artystów. Ulica jest zamknięta dla ruchu samochodowego.
W dzielnicy Braixa znajduje się również winda – Elevator de Santa Justa, która łączy daną dzielnicę z wyżej umiejcowioną częścią miasta – Chiado. Wjazd i zjazd jest płatny, ale jeżeli kupicie tymczasową kartę miejską, wjedziecie za darmo. Taka ciekawostka – windę skonstruował uczeń Eiffla 🙂
Alfama to magiczna dzielnica pełna wąskich, nieprzejezdnych dla samochodów uliczek i zabytkowych, średniowiecznych kamienic. Czas tam się zatrzymał 😊 Nikt się nie spieszy, nikt nie krzyczy, panuje cisza i spokój. Odniosłam wrażenie, że mieszkają tam sami rodowici Lizbończycy. Dobre buty to podstawa, bowiem Lizbona położona jest na wzniesieniach i nieraz trzeba było się naprawdę namęczyć aby dojść do celu. Centralnym punktem jest słynny taras widokowy – miradouro Portas Do Sol, z którego roztacza się widok na całą Alfamę. Wieczorami można tam posłuchać tradycyjnych, melancholijnych portugalskich pieśni – fado – wykonywanych przez miejscowych artystów.
Idąc w górę, w kierunku zamku św. Jerzego – Castelo de São Jorge, mijamy katedrę Sé – do niej również warto na chwilę zajrzeć.
Castelo de São Jorge – Zamek św. Jerzego to dobry punkt obserwacyjny – z jego tarasu i ruin (wśród których można się przemieszczać) mamy świetny widok na całą Lizbonę. Jeżeli się przypatrzymy – w oddali możemy zaobserwować dwa mosty – pierwszy, czerwony – zbudowany na wzór tego z San Francisco i drugi – biały, który jest najdłuższym mostem w Europie – jego długość to 17 km. Na zamku znajduje się mała, klimatyczna kawiarenka, gdzie pomiędzy stolikami przechadzają się pawie. A ja jak to ja – kocham zwierzęta i nie mogłam przepuścić okazji pogłaskania pawia – bo nie zdarza się to na co dzień, prawda ? 😀
Na spokojne zwiedzanie jednej z dzielnic – Belem – zaplanowaliśmy cały dzień. Od razu po wyjściu z tramwaju skierowaliśmy się w stronę najsłynniejszej portugalskiej cukierni, aby spróbować narodowego specjału Portugalczyków 🙂 Odnaleźć to miejsce nie było trudno, dłuuuuga kolejka wskazywała nasz cel – pasteis de Belém – pyszne ciastka w kształcie babeczek. Szczerze ? Tak jak nie przepadam za ciastami, tortami i słodkimi rzeczami – ciastka te skradły moje serce. Podawane na ciepło, do kawy ? Magia.
Po sytym drugim śniadanku i kupieniu zapasów ciastek (słodkie pamiątki dla najbliższych) udaliśmy się w stronę klasztoru Hieronimitów – Mosteiro dos Jerónimos, który przez samych Portugalczyków kilka lat temu został uznany za najważniejszą i najpiękniejszą budowlę w kraju.
Belem słynie również z pomnika odkrywców, jednym ze słynnych portugalskich odkrywców był Vasco da Gama, który jako pierwszy dotarł drogą morską z Europy do Indii.
Torre de Belém – wieża Belem – jest to dawna twierdza i więzienie, obecnie jest udostępniona zwiedzającym.
W Lizbonie znajduje się również największe europejskie oceanarium. Nie mogliśmy przepuścić takiej okazji 😀 Trochę czasu minęło, zanim dostaliśmy się na sam koniec miasta, do najnowocześniejszej dzielnicy, która powstała z okazji Expo’98. Rozmach, z jakim zostało zbudowane oceanarium oraz ilość stworzeń w nim przebywających robi wrażenie 🙂
Portugalia to kilometry pięknych, stromych klifów. Ostatniego dnia naszego pobytu postanowiliśmy zobaczyć je na własne oczy 🙂 Godzinę drogi od Lizbony znajduje się przylądek Cabo da Roca – najdalej wysunięty na zachód punkt Europy. Uwielbiam takie miejsca, w których człowiek czuje się jak okruszek, a wszystkie zmartwienia … nie mają żadnego znaczenia 🙂
W Portugalii nie jest tanio, ceny są o wiele wyższe niż w Polsce. Śniadania i kolacje robiliśmy sobie sami, ale w czasie pory obiadowej mogliśmy sobie trochę pofolgować 🙂 Owoce morza i wino … o tak … sangria lała się strumieniami 😀 Zarówno ta domowa, własnej roboty, jak i ta restauracyjna była przepyszna. Opiliśmy się na cały rok !
Jest takie powiedzenie, że Lizbony się ‘nie zwiedza’, po Lizbonie się błądzi. To prawda. Pomimo chęci zobaczenia rzeczy i doświadczenia wrażeń, o których rozmawialiśmy przed podróżą, mieliśmy czas wolny na spokojne spacerowanie i delektowanie się atmosferą tego miasta. Tysiące wąskich uliczek, piękne kamienice, żółte tramwaje i pyszne babeczki … Trzeba będzie tam kiedyś wrócić 🙂 Pogoda dopisała, humory również, ujrzeliśmy esencję Portugalii, czego chcieć więcej ? Moim zdaniem jest to idealny kierunek dla kogoś, kto zwiedził już większość Europy, ma niewiele wolnego czasu, ale za to ma ogromną chęć wyrwania się chociaż na moment z jesienno-zimowo-wiosennej szarugi, aby poczuć na twarzy choć przez chwilę promienie słońca 🙂 Wielu moich znajomych odwiedziło Portugalię w tegoroczne wakacje, cieszę się, że zachęciłam swoją mini fotorelacją na fb kilkoro z nich 🙂 Mam nadzieję, że i teraz ktoś nabierze ochoty na krótką, ale za to jak piękną przygodę 🙂
Pozdrawiam ! Saúdo você ! 🙂
Kochana Portugalia 😍🇵🇹 Piękne zdjęcia! Szczególnie te z Cabo da Roca ❤️
dziękuję 🙂